O Wyspie Muz...

Prawdziwe dzieło jest trwaniem, jest uczeniem się życia – Roman Opałka. Więcej wypowiedzi na temat sztuki w Notatkach o sztuce.

Wyspa Muz - moje Periēgesis.


(...) dom rodzinny, który każdy z nas nosi w sobie; odkryta na nowo ścieżka, którą wyżłobiły utracone kroki dzieciństwa; Ulisses dostrzegający swą wyspę po latach tułaczki; powrót, powrót, czarodziejska siła powrotu.

M. Kundera, Niewiedza [1]

Tak więc po wielu latach nagle znowu się tutaj znalazłem.
M. Kundera, Żart [2]





Jak daleko sięgam pamięcią istniała od zawsze. Była bardziej realna i namacalna od realności, która mnie otaczała. Jako dziecko potrafiłam godzinami włóczyć się po jej terytorium i przemierzać wyimaginowane przestrzenie. Nigdy nie miało dla mnie znaczenia to, że nie ma jej na żadnej z map a wiele z zamieszkujących ją osób nie żyje lub zostało zmyślonych. Dobrze wiedziałam, że ja również kiedyś zniknę i w pewnym sensie także jestem zmyślona. Żyjąc pośród ludzi zawsze jesteśmy skazani na bycie projekcją czyjejś świadomości. Projekcja ta jest zlepkiem luźnych wyobrażeń na nasz temat oraz oczekiwań wobec naszej osoby. Omotani ramionami słodkich Kalipso, których uosobieniem są inni, wiedziemy mniej lub bardziej szczęśliwe życie zanurzeni w teraźniejszości i tylko niekiedy odczuwamy niedosyt. Tęsknimy za tym co już było, czego nie ma lub dopiero się zdarzy. Postawa Ulissesa zawsze była mi bliska. Doskonale rozumiałam dręczącą go tęsknotę i przemożną chęć powrotu do ojczystej ziemi, pragnienie bycia znowu sobą. Ja także uciekałam w marzenia, w obecne w myślach „gdzie indziej”, i żyłam przyszłą chwilą.

Nie każdy z nas ma odwagę, żeby porzucić wszystko i podążając za głosem serca wyruszyć na poszukiwanie swojej Itaki - czymkolwiek ona jest i gdziekolwiek się znajduje. Im jesteśmy starsi, tym bardziej przywiązujemy się do teraźniejszości i tym trudniej wyzwolić się nam z objęć Kalipso. Ulisses nie zawahał się jednak ani przez chwilę. Porzucił wszystko i ruszył w długą drogę do swojej ojczyzny.

Na sztukę można spojrzeć jak na fascynującą krainę. Jej rozległa przestrzeń jest nieustannie zasiedlana i penetrowana przez nowych śmiałków. Dla kolekcjonerów i miłośników sztuki to miejsce pielgrzymek. Dla badaczy – historyków, teoretyków i krytyków sztuki – to teren intensywnych badań. Dla twórców jest ziemią uprawną. Dla mnie jest mentalną ojczyzną - ukochaną Itaką, bez której nie potrafię żyć i nie mogłabym już żyć. To miejsce spotkań z samym sobą, drugim człowiekiem i Transcendencją. 

Sztuka jest dla mnie wszystkim, ale zawsze czuję się nieswojo, kiedy każe mi się przyklejać etykietki i wartościować zjawiska artystyczne – piętnować, kreślić linie demarkacyjne i stawiać zasieki. Nie lubię przedmiotowo traktować sztuki, wchodzić w kompetencje teoretyka lub historyka sztuki, uzurpować sobie prawo do wydawania wartościujących sądów i pełnić rolę wszystkowiedzącego znawcy przedmiotu. W obliczu dzieł sztuki wolę przyjmować postawę „nieuprzedzonego” obserwatora. Wolę kontemplować i przeżywać, a nie oceniać i ferować wyroki, ale to nie znaczy, że tym samym rezygnuję z wartościowania oraz neguję potrzebę i sens wyznaczania orientacyjnych punktów służących ocenianiu zjawisk artystycznych. 

Namysł nad sztuką nie byłby w ogóle możliwy bez uprzedniego zakreślenia pola badań, rozpoznania i usystematyzowania przejawów twórczej aktywności oraz  usytuowania ich w szerszym kontekście – wobec innych dzieł i zjawisk, w przestrzeni bliższej (współczesność) i dalszej (przeszłość). Dociekania te (dotyczące wartości artystycznych [3]) pozostawiam jednak innym – znawcom: historykom i teoretykom. O wiele bardziej od klasyfikowania przedmiotów artystycznych i oceny stopnia ich artyzmu interesuje mnie realizowana przez nie sfera wartości pozaartystycznych oraz perspektywa spojrzenia przyjmowana przez aksjologię (estetyka, etyka) i antropologię. Intymna relacja zawiązująca się podczas bezpośredniego kontaktu odbiorcy z dziełem sztuki i „uobecnionym” w nim światem wartości jest dla mnie ważniejsza od usytuowania konkretnego dzieła w obrębie świata sztuki oraz splątanego gąszczu nurtów, prądów i kierunków, przez który przedzierają się krytycy, i który porządkują skwapliwie historycy i teoretycy sztuki.

Ukierunkowanie na wartości i koncentracja na sytuacji estetycznej, a nie na samym dziele, a więc na dialogu między odbiorcą, dziełem  i twórcą oraz na samym sobie jako podmiocie przeżycia estetycznego, jest na pozór wygodną i bezpieczną strategią. Nie grożą nam wpadki związane z formułowaniem uproszczonych sądów oraz błędnym identyfikowaniem zjawisk artystycznych, a tym samym posądzenia o ignorancję i dyletantyzm. Wystawiamy się jednak na innego rodzaju niebezpieczeństwa. „Tropiąc” zapamiętale wartości, we wszelkich przejawach artystycznej i paraartystycznej działalności oraz mając do dyspozycji siebie samych jako medium, możemy ugrzęznąć w koleinach subiektywizmu a w skrajnym przypadku zapędzić się na manowce solipsyzmu. Jednocześnie jako odbiorcy stajemy się obiektem symbolicznej przemocy. 

Sztuka – jeśli bierze się ją serio – nigdy nie pozostawia nas obojętnymi i zawsze zachęca do świadomego uczestnictwa albo je wręcz prowokuje, wywołując u nas emocjonalny wstrząs, zaciekawienie, fascynację lub poznawczy dysonans, i tym samym skłania nas do refleksji. Pod wpływem sztuki – która sama [jest] wartością [4] - nie tylko „otwieramy” się na wartości, estetyczne i nadestetyczne (w tym takie jak: byt, prawdę, dobro, sacrum) [5], ale także dotykamy tego, co nieświadome, niepokojące i mroczne w nas samych. Ta zdolność sztuki do nawiązywania bezpośredniego dialogu z odbiorcą i jego podświadomością sprawia, że pełni [ona] funkcję inicjowania w kulturę [6], ale może także być  traktowana w sposób instrumentalny i wykorzystywana jako narzędzie poznania, indoktrynacji lub demistyfikacji oraz swoista forma psychoterapii lub ucieczki od rzeczywistości (eskapizm). Świadomość licznych zagrożeń czyhających  na tych, którzy chcą podjąć namysł nad sztuką zawsze mnie zniechęcała do zabierania głosu i snucia własnych refleksji.

Do tej pory milczałam i przeżywałam sztukę w samotności. Czy przerywając milczenie i powołując do istnienia ten blog i kolejny wirtualny świat nie staję się czasem ontycznym przestępcą? Wszak: bytów nie należy mnożyć ponad miarę. Ulisses ani przez chwilę się nie zawahał i śmiało podążył za głosem swego serca. Czy mogę postąpić inaczej? Czy mam w ogóle jakiś wybór? W swych „Żalach” pisanych na wygnaniu Owidiusz wyznaje: Jest coś w tym, że człowiek chce być blisko ojczystej ziemi. [7] A jeżeli już zdarzy się tak, że – jak Owidiusz czy Ulisses - nie mogę być blisko Ojczyzny, to przynajmniej chcę o niej mówić i odwiedzać ją w wyobraźni. 

Zawsze uwielbiałam podróżować po świecie sztuki i poznawać nowe miejsca oraz zaglądać tam, gdzie już byłam. Niektóre z odwiedzanych miejsc stały mi się tak drogie, że stale do nich powracam. Te ciągłe powroty do ulubionych miejsc oraz pragnienie  ujrzenia ich ponownie sprawiły, że przerwałam moje milczenie i powołałam do istnienia Wyspę Muz. Zbieram tutaj pamiątki, które przywożę z moich mentalnych podróży po krainie sztuki: strzępki rozmów, zapamiętane słowa, emocje, obrazy. Wyspa Muz istnieje poza realnym czasem i przestrzenią. Poszczególne wpisy nie są wierną dokumentacją aktualnych wydarzeń ani wszystkich wydarzeń, w których uczestniczyłam lub, o których  tylko przeczytałam. I chociaż przy każdym z „wpisów” pojawia się data, Wyspa Muz nie jest ani dziennikiem, ani kroniką, lecz periegezą. Opisuję w niej moją mentalną wędrówkę, która jest achronologiczna i alinearna. Wędrówka ta nie ma ani początku, ani końca i stanowi zapis moich osobistych spotkań ze sztuką. Pokazuje punkt widzenia podróżnika, który nie ocenia, lecz  relacjonuje, a przy okazji dzieli się swoimi  odczuciami i przemyśleniami z innymi, a tym samym zaprasza do odbycia własnej podróży i podjęcia dialogu z konkretnym dziełem oraz jego Autorem.

Wszystkie Osoby, o których  tutaj wspominam to honorowi Obywatele Wyspy Muz i mieszkańcy świata sztuki. Każda z wymienionych Osób jest ważna i każda jest mi w szczególny sposób bliska. Pośród honorowych Obywateli znajdują się utytułowani, znani i uznani, ale także mniej znani, jeszcze nieznani i zapomniani. Żywi zasiadają tuż obok zmarłych, mistrzowie słowa obok mistrzów obrazu, twórcy obok osób piszących o sztuce.  Wielu Osób nie miałam okazji poznać osobiście i nie będę już mogła poznać, gdyż  nie żyją, a z wieloma, tymi które jeszcze żyją, nigdy się nie spotkam. Nie ma to jednak zupełnie znaczenia. Wszak czas i przestrzeń to jedynie projekcje naszej świadomości. Realne jest zawsze tylko to, co jest dla nas ważne a stworzone przez nas światy będą istnieć tak długo, jak długo o nich będziemy pamiętać. 

Joanna Turek


[1] M. Kundera, Niewiedza,  Warszawa 2003, s.6.
[2] M. Kundera, Żart, Warszawa 1970, s.5.
[3] „Dzieło sztuki” (czyli wytwór artysty i przedmiot realizujący wartości artystyczne) nie jest tożsame z przedmiotem estetycznym będącym nosicielem wartości estetycznych. „Przedmiot estetyczny” tworzy odbiorca w trakcie odczytywania (konkretyzacji) dzieła sztuki w postawie estetycznej. Więcej na ten temat u R. Ingardena. Zob. Tenże, Wartości artystyczne i wartości estetyczne, w: Przeżycie, dzieło, wartość, Kraków 1966 oraz tenże, Studia z estetyki, t.III, Warszawa 1970.
[4] M. Gołaszewska, Estetyka i antyestetyka, Warszawa 1984, ss. 139-141.
[5] O wartościach estetycznych i nadestetycznych w dziele sztuki pisze W. Stróżewski w: S. Sawicki, Wł. Panas (red.), O wartościowaniu w badaniach literackich, Lublin 1986.
[6] M. Gołaszewska, Estetyka i antyestetyka, Warszawa 1984, ss. 139-141.
[7] Est aliquid patriis finibus vicinum esse. (Ovidius, Tristia).