Po raz pierwszy w życiu widziałam te prace na żywo.
Wszystkie - oprócz "Szmaragdowej tablicy" - były duże, zaskakiwały zestawieniami barw i większość z nich, poza paroma wyjątkami, emanowała wibrującym światłem wydobywającym się z głębi obrazu. Z taką soczystością barw i spontanicznością zetknęłam się niedawno przeglądając obrazki pięcioletniego dziecka. Zdumiało mnie to podobieństwo, ta sama świeżość spojrzenia i wrażliwość, ta sama fascynacja przypadkiem i chaosem, ta sama pierwotna radość tworzenia i nieskrępowana niczym wyobraźnia, podążająca za impulsami płynącymi z podświadomości i swobodnymi gestami ręki.
Wszystkie - oprócz "Szmaragdowej tablicy" - były duże, zaskakiwały zestawieniami barw i większość z nich, poza paroma wyjątkami, emanowała wibrującym światłem wydobywającym się z głębi obrazu. Z taką soczystością barw i spontanicznością zetknęłam się niedawno przeglądając obrazki pięcioletniego dziecka. Zdumiało mnie to podobieństwo, ta sama świeżość spojrzenia i wrażliwość, ta sama fascynacja przypadkiem i chaosem, ta sama pierwotna radość tworzenia i nieskrępowana niczym wyobraźnia, podążająca za impulsami płynącymi z podświadomości i swobodnymi gestami ręki.
Na otwarcie wystawy przybyło mnóstwo osób - było chyba więcej niż na cmentarzu, a może tylko tak mi się wydawało, bo przestrzeń galerii nie jest przecież ogromna. Stałam oszołomiona pośród obcych ludzi. Oszołomiona pracami i panującym we wnętrzu zgiełkiem.
Dopełnieniem cudu objawienia prac z ostatniego cyklu Andrzeja Urbanowicza był niezwykły koncert duetu "Sol et Luna" - śpiew na głos męski (Mieczysław Litwiński) i żeński (Saba Zuzanna Krasoczko-Litwińska) z towarzyszeniem fisharmonii* i skrzypiec. Zamknęłam oczy i dałam się ponieść dźwiękom. Obrazy ożyły a wszystko wokół zaczęło tańczyć i wirować. Kiedy znów pójdę zobaczyć prace Andrzeja Urbanowicza, to będzie mi towarzyszyć usłyszana podczas wernisażu muzyka - śpiew Kosmosu rozpisany na dwa głosy: męski i żeński.
Mottem wystawy są wyimki z Dziennika Artysty. Oto fragmenty, które zapadły mi w serce:
"Oparcie w naszym życiu to wszystko. Nie zaistnielibyśmy bez oparcia rodziców, rodziny, społeczności. Jak większość zwierząt. Ta pradawna skłonność lubi ulegać obietnicom solidnego wsparcia, zarówno w wymiarze metafizycznym, politycznym czy osobistym i rodzinnym. Rzecz tylko w tym, że dla osoby dorosłej nie ma rzeczy, na której mogłaby się oprzeć. Okres dorosłości, nie każdemu przecież dany mimo przekroczenia jakiegoś wieku, rozpoczyna się, gdy zaczniemy się opierać tylko i wyłącznie na sobie, czyli na niczym. Na czymś, co jeśli nawet istnieje, to i tak jest całkiem różne od naszych wyobrażeń. Można by to nawet nazwać oparciem w nieistnieniu."
"Każdy podział jest powrotem do jedności. Oddzielone wiecznie faluje w oddechu świata. Podzielone w istocie jest jednością, a w jedności jest matryca wszelkich podziałów."
"Kosmos jak tajemniczy ogród. Urzekający, uwodzący. Może nasza żądza zaczarowania sprawia, że takim się wydaje. Jakkolwiek by mogło być, nie jestem istotą wymyśloną przez Platona, Arystotelesa, czy całą hałastrę ich poprzedników i następców, krętaczy i doktorów kościołów. Jestem zwierzęciem i to jest opoka, na której buduję swój świat."
*...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz