O Wyspie Muz...

Prawdziwe dzieło jest trwaniem, jest uczeniem się życia – Roman Opałka. Więcej wypowiedzi na temat sztuki w Notatkach o sztuce.

czwartek, 29 września 2011

Czy warto zobaczyć wystawę A.J. Lecha: Cytaty z jednej rzeczywistości. Fotografie z lat 1979 - 2010?



Pierwsza indywidualna wystawa artysty miała miejsce w 1981 roku („Cytaty z jednej rzeczywistości”) a wystawa prezentująca najnowsze prace („Subiektyw – Kolekcja Wrzesińska”) w 2011 roku. Od pierwszej prezentacji minęło trzydzieści lat. W trzydziestoletniej karierze autora „Cytatów” powstało kilka ważnych cykli – istotnych również ze względu na rozwój rodzimej fotografii. Oglądane z perspektywy czasu prace ukazują proces krystalizacji specyficznego, autorskiego stylu, którego ukoronowaniem jest „Kolekcja Wrzesińska”. 

Twórcy wystawy w jej obecnym kształcie – będącej wyborem prac, a nie wyczerpującą monografią – zamierzali ten proces pokazać a jednocześnie opisać fenomen fotografii A.J. Lecha, dotknąć tajemnicy jego twórczości, i to się im udało. Nie ulega wątpliwości, że A. J. Lech to twórca wybitny - wybitny, ale wciąż mało znany w Polsce. Czyż to nie zdumiewające, że katalog towarzyszący wystawie „Cytaty z jednej rzeczywistości…” to pierwsza publikacja o charakterze monografii poświęcona temu artyście?! Cenną pozycją w katalogu jest bibliografia, zbierająca i porządkująca publikacje poświęcone A.J. Lechowi oraz teksty, których jest autorem. 

Określanie anatomiczno-kulinarnym terminem „kicha” i wystawy, i katalogu uważam za niesmaczną przesadę. Jako osoba zainteresowana twórczością A.J. Lecha mogę zrozumieć rozgoryczenie, bo ten artysta rzeczywiście zasługuje na dużo więcej, ale jako miłośnik fotografii byłam zadowolona, że mam możliwość (po raz pierwszy w życiu zresztą) zobaczyć w jednym miejscu zebranych aż tyle prac z trzydziestoletniego okresu działalności artysty. Katalog jest skromny – to prawda – ale za to niedrogi (!) i doskonale spełnia swoją popularyzatorską funkcję. Zamieszczone w nim teksty to próba wielostronnego opisu fenomenu A.J. Lecha. Jako czytelnik jestem zadowolona z przyjętej przez wydawcę formy prezentacji, gdyż wielogłosowość daje szansę na stworzenie pełniejszego, wielowymiarowego portretu twórcy. Co do samych zdjęć, które opublikowano w katalogu. Wybór fotografii zawsze będzie wywoływać kontrowersje a ich ilość zawsze będzie budzić niedosyt. Biorąc jednak pod uwagę charakter publikacji - nie jest to monografia sensu stricto ani wydawnictwo kolekcjonerskie - należy podkreślić, że ilość zamieszczonych w katalogu zdjęć jest wystarczająca.

Na retrospektywnej wystawie zaprezentowano jedynie reprezentatywne zdjęcia, a tym samym celowo nie położono nacisku na żaden z cykli. Jest to konsekwencja przyjętej perspektywy. Warto o tym pamiętać zanim przekreśli się wystawę krótkim, ciętym stwierdzeniem wziętym żywcem z kuchenno-medycznego inwentarza, które ma się nijak do fotografii i osoby artysty.

Wystawa jest warta zobaczenia. Zdjęcia A.J. Lecha są warte zobaczenia. Nie żałuję, że się na nią wybrałam i czasu poświęconego na jej zwiedzenie również nie uważam za straconego. Powiem więcej… Udało mi się w końcu uchwycić i określić to, co w moim odczuciu stanowi istotę twórczości tego artysty a co przez tak długo nie dawało mi spokoju.



Postscriptum
Niedawno na portalu O.pl ukazał się artykuł jednego z kuratorów wystawy, w którym wyjaśnia idę, która przyświecała jej twórcom i zadecydowała o wyborze prac. Zob. K. Jurecki, Pojęcie i przemiany dokumentu w fotografii Andrzeja Jerzego Lecha (1978–2011).

20 komentarzy:

Krzysztof_Jurecki pisze...

Pani Joanno,

Wojciech Wilczyk nie ma stylu, ani klasy jako fotograf i jak się okazało jako krytyk. Dlatego nie podejmujemy z nim polemiki, gdyż nie zasługuje na to. Jego zarzuty najczęściej nie są merytoryczne, tylko dotyczą marketingu i kasy, z którą on doskonale sobie radzi. Niedługo zostanie Johnem Davisem polskiej fotografii i wtedy może powrócę do kwestii jego bezstylowości, którą opisałem w polemice z Adamem Mazurem. Stąd wynikł obecny atak Wilczyka na wystawę Andrzeja Lecha.

Wojtek Wilczyk pisze...

Szanowna Pani Joanno, ależ ja mogę nazwać te kuratorskie działania w „smaczny” sposób: porażka, niepowodzenie, fiasko, niewypał, tragedia, dramat… I nie jest to bynajmniej tylko mój własny osąd tej wystawy. Pozdrawiam.

Joanna Turek pisze...

Panie Wojciechu,
to nie są argumenty, lecz epitety. Wszystkie skrajne sądy obciążone są tym samym grzechem – przesadą. Taka wypowiedź przystoi dramaturgowi, a nie fotografikowi.
Jedynie kiepska sztuka musi posiłkować się wydawniczymi sztuczkami i szukać potwierdzenia własnej wartości u opłacanych klakierów. Pana skrajnie negatywna opinia na temat wystawy nie zmieni tego, że A.J. Lech jest wybitnym fotografikiem. Taką wystawę zawsze warto zobaczyć, tym bardziej, że nie każdego stać na bilet do Stanów i oglądanie kolekcjonerskich odbitek w pracowni artysty.

Tomasz Sobieraj pisze...

Ton wypowiedzi pana Wilczyka i kolegów, pomimo widocznego w nim głębokiego i zasadnego szacunku dla pracy Artysty, nosi ślady osobistych urazów do kuratorów. Oczywiście odrzucam argument, że "Wystawa była niespójna i brak jej było czytelnej myśli przewodniej, howgh! :-)", ponieważ, jak wiadomo jeszcze ze szkoły, nie każdy może w lot odczytać myśl czy dostrzec spójność – wszyscy pamiętamy tych uczniów z ostatnich ławek; co więcej, nie rozumiem ostatniego wyrazu tej wypowiedzi [howgh! :-)], który, obawiam się, może być jakimś przykrym agonalnym charkotem osoby krztuszącej się precelkiem czy, nie daj Boże, myślą. Oczywiście, wszystko zawsze można zrobić lepiej, szczególnie gdy jest się na łańcuchu możnego sponsora, niemniej ani liniatura rastra, ani liczba pikseli czy inne inżynierskie flintifluszki nie powinny przysłonić następujących faktów: 1) wystawa A.J. Lecha należy do najważniejszych tegorocznych wydarzeń artystycznych (w ścisłym słowa tego znaczeniu, nie mam na myśli neopseudoawangardowego pajacowania); 2) katalog jasno dowodzi, że jest o czym pisać w przypadku twórczości A.J. Lecha i robić to bez zadęcia, co nieczęsto jest możliwe w przypadku wielu "uznanych" fotografów; 3) instytucje wystawiające prace Artysty należą do ważnych tego typu placówek w Polsce; 4) sposób prezentacji i koncepcja wystawy są klarowne, jak rzadko to się w naszym prowincjonalnym polskim grajdole zdarza; 5) głosy uznania dla Artysty i organizatorów przeważają nad dźwiękami wydawanymi przez malkontentów i wrogów, zaś umieszczony powyżej tekst Joanny Turek i mój artykuł w 3 numerze "Exitu" z br. dopełniają obraz retrospektywy A.J. Lecha i pozwalają spojrzeć na jego twórczość z nieco innej perspektywy, niż umożliwia to zgięty wpół przed hojnym sponsorem kark i wyciągnięta po jałmużnę ręka polskiego, najwyraźniej zawistnego artysty.

Joanna Turek pisze...

„Fotografia jest gwałtowna: nie dlatego, że ukazuje coś gwałtownego, ale dlatego że za każdym razem gwałtem wypełnia pole widzenia (…)”
R. Barthes, Światło obrazu.

Podobnie jest z emocjami. One także gwałtem wypełniają pole widzenia i kierują dyskusję na boczne tory.

Jako gospodarz tego bloga i miłośnik fotografii czuję się w obowiązku przeprosić za ostre słowa, które tutaj padły.

Pan Andrzej Jerzy Lech jest wybitnym fotografikiem - jednym z moich ulubionych zresztą. Każdą wystawę poświęconą jego twórczości warto zobaczyć, nawet gdyby została zorganizowana przez ubogą galeryjkę jednego z prowincjonalnych miasteczek w Hula Hopa.

Gorąco zapraszam do obejrzenia wystawy.

Wojtek Sienkiewicz pisze...

Myślę, że pan Andrzej Jerzy Lech jest fotografem w pełnym słowa znaczeniu, a nie fotografikiem. To tak przy okazji merytorycznej dyskusji.

Również uważam, że A.J. Lech jest bardzo ważnym fotografem i właśnie przez to wystawa (widziałem tę w Opolu, nie wiem, czy była bardziej obszerna np w Łodzi) i towarzyszące jej wydawnictwo odbieram jako porażkę. Kiedyś Pan Jurecki gościł we wrocławskiej Entropii z wykładem o sukcesach i porażkach polskiej fotografii. Teraz - moim zdaniem - może dodać jeszcze jedną porażkę.

sylwiaadamczuk pisze...

Ja również bardzo cieszę się, że miałam możliwość ponownego zobaczenia prac tego wybitnego fotografa. Z jego zdjęciami zetknęłam się wprawdzie już wcześniej - w Gdańsku, gdzie także wystawiał swoje prace, ale z tego co pamiętam było ich dużo mniej. Fotografie Andrzeja Jerzego Lecha mają w sobie coś niezwykłego i poetyckiego zarazem, dlatego uważam, że warto było obejrzeć jego wystawę w galerii ff, która tak naprawdę była dobrym podsumowaniem jego twórczości. W końcu ekspozycja składała się ponad 100 fotografii i nieczęsto zdarza się, że mamy możliwość mieć z nią styczność! Wystawa została ułożona cyklami, dlatego jednocześnie mogliśmy prześledzić jak rozwijał się jego styl. Dla osoby, która tak jak ja interesuje się fotografią dokumentalną, było to cenne doświadczenie a samą wystawę zaliczyłam do jednej z lepszych wystaw towarzyszących podczas Fotofestiwalu 2011.

Joanna Turek pisze...

Panie Wojtku,

subiektywne wrażenia co do katalogu, o których Pan tutaj pisze nie są rzeczową recenzją. Pana sformułowanie „towarzyszące [wystawie] wydawnictwo odbieram jako porażkę” pasuje do opisu swoich wrażeń po obejrzeniu filmu przygodowego, a nie recenzji wydawnictwa. Tak się składa, że nie tylko obejrzałam katalog, ale też go przeczytałam. Myślę, że każdy fotografik i każdy fotograf byłby zadowolony z takiej publikacji, gdyby mu ją poświęcono. O fotografii A. J. Lecha warto i trzeba pisać. A po recenzji Pana Wojciecha Wilczyka – cytuję jego słowa: bardziej wartościowe wydają mi się być nawiązania do poetyki amerykańskiego modernizmu lub fotografii Josefa Sudka [niż polskiego piktorializmu - J.T.]* - okazuje się, że o co najmniej jeden tekst ta publikacja mogłaby zostać jeszcze poszerzona.

*W.Wilczyk, Cytaty z Andrzeja Jerzego Lecha. Źródło: http://hiperrealizm.blogspot.com/2011/09/cytaty-z-andrzeja-jerzego-lecha.html#comments

Krzysztof_Jurecki pisze...

Do lokalnego artysty JR.

Lokalny artysta nie zna się moim zdaniem na sprawie, jest klakierem, jak słusznie zauważyła J. Turek.
Pisał on w następujący sposób: "Lepiej było skupić się na jednym, dwóch cyklach, albo wynegocjować większą kilkukrotnie większą) przestrzeń dla ekspozycji." Czy widział ktoś wystawę monograficzną z trzydziestu lat pracy twórczej, która miałaby się składać z 1 lub 2 cykli? Przecież to banialuki, świadczące, że Lokalny artysta powinien myśleć zanim coś napisze! (z tradycyjnym wykrzyknikiem). Poza tym nie można było wynegocjować większej przestrzeni, gdyż wystawa w Łodzi zajęta 2 piętra, a prac było 115.
Lokalny artysta nie wie też, choć napisano o tym w katalogu na str. 46 (i w razie polemiki też proszę czytać), bo pana wiedza jest bardziej niż skromna, że A. Lech jest członkiem ZPAF-u, czyli fotografikiem.
Zobaczymy za lat kilka, może kilkanaście czy powstanie większa i lepsza wystawa. Zgadzam się jednak, że A. Lech zasługuje na dużo więcej, ale żyjemy w kraju, w którym wielu ważnych instytucji nie interesuje fotografia i nawet nie odpowiedziały na propozycję tej ekspozycji.
Proszę pamiętać, że pokaz ponad 100 prac (w tym koszt wykonania zdjęć, ich oprawę, wydawnie katalogu 120 s., oraz wszytskie tłumaczenia tekstów, przylot i pobyt autora) zorganizowała mała galeria w Łodzi (bez tradycyjnego wykrzyknika).
Oczywiście może to być porażka dla Lokalnego artysty, z tym muszę się zgodzić. Tylko w polemikach oczekuję merytorycznych zarzutów... Te zawarte przez Lokalnego artystę są dla mnie mało poważne, podobnie jak Sł. Tobisa (drugiego z klakierów), który widział wystawę w Łodzi).

sylwiaadamczuk pisze...

Na zadane w tytule wpisu pytanie czy warto było zobaczyć wystawę Andrzeja Jerzego Lecha odpowiadam: warto! Wprawdzie już wcześniej miałam możliwość obejrzenia zdjęć tego wybitnego fotografa w Gdańsku, ale tamta wystawa składała się z dosyć małej (porównując do wystawy w Galerii FF) ilości prac. W końcu w Łodzi mogłam zobaczyć aż ponad 100 fotografii! Bardzo cenię sobie twórczość A.J Lecha, ponieważ interesuje się fotografią dokumentalną. Jego zdjęcia mają w sobie coś prostego i jednocześnie poetyckiego zarazem. Cieszę się, że tym razem miałam możliwość zobaczenia nie tylko dwóch cykli ale także inne jego prace. W końcu wystawa była swego rodzaju podsumowaniem jego twórczości i dzięki temu mogłam prześledzić jak się ona rozwijała.

Z drugiej strony uważam, że podejmowanie polemiki nad wystawą na której nawet się nie było i tylko opieranie się na opinii innych osób jest zbyteczne.

Wojtek Sienkiewicz pisze...

Pani Joanno, jeśli poprzedni komentarz dotarł (a mogło tak się nie stać, bo w momencie publikacji "wysypała" mi się przeglądarka) to proszę tego nie umieszczać.

Pan Jurecki tradycyjnie (a czytam i jego blog i inne jego teksty) dyskredytuje każdego, kto się z nim nie zgadza lub kto neguje jego działanie. Nazywanie mnie czy Sławka klakierami to zachowanie, które po prostu nie przystoi. Co do zarzucanej mi niewiedzy czy niemyślenia - no cóż, dobrze, że Pan ma. W jednej z rozmów z AJ Lechem poruszaliśmy kwestię fotografika i fotografa, więc tu swoje wiem. Rozumiem, idąc tokiem myślenia Pana Jureckiego, Mariusz Forecki to kolejny przykład fotografika, bo należy do ZPAF. Żal mi tego, że nie można poprowadzić rzeczowej rozmowy, bo Pan Jurecki nie daje takiej możliwości. Albo jego zdanie, albo żadne.
Do tego zdaję sobie sprawę, że koszty ekspozycji i jej wielkość to wyzwanie pod każdym względem. Ale to nikogo nie obchodzi. A przynajmniej nie powinno to być argumentem. Albo coś się robi z rozmachem adekwatnym do istotności twórcy na polu krajowej fotografii, albo nie. Najszczersze chęci nie uchronią przed niedosytem.
Dodam, że powinien Pan przeprosić za klakierów, bo to sugeruje brak wolnej woli z mojej strony i celowe kierowanie negatywnych opinii w Pana kierunku. Otóż proszę sobie wyobrazić, że z p. Wilczykiem - choć bardzo go szanuję i cenię - też nie zgadzam się na wielu polach, albo nawet na więcej, niż wielu. Ale to nie powoduje, że dyskredytujemy się wzajemnie. Pański ton jest tu - powtarzam - nie na miejscu. I on, i Pan macie wspólną cechę - jesteście radykałami obwarowanymi w swoich obozach. Życzę zatem otwarcia.

Pani Joanno, nie jestem recenzentem, nie jestem kuratorem, krytykiem. Piszę o własnych, subiektywnych odczuciach, wyłącznie moich i staram się, aby to nigdy nie zabrzmiało autorytarnie. Otóż spodziewałem się przy takiej wystawie, która bywa już nazywana najważniejszą, wystawą roku albo i dekady - solidnej pozycji, która może istnieć jako osobne, oderwane od wystawy dzieło. Teksty - czytałem (tak, czytałem "od dechy do dechy"). Proszę porównać z jakąkolwiek przekrojową wystawą naszych południowych sąsiadów. Mam na półce obok np Jindricha Streita. On "tam" jest na tym poziomi istotności, co AJ Lech "tu". I też są tam doskonałe teksty, ale jest forma, objętość, reprodukcje. Masa reprodukcji. Co mnie tym bardziej dziwi, bo przecież p. Jurecki jeździ świecie i widzi, jakie tworzy się publikacje i pewnie zna ich "n" razy więcej, niż ja (to nie jest złośliwość w żadnym słowie).

Zdaję sobie sprawę z ograniczeń, z oporności materii, ale zaskoczyło mnie, że wystawa zmieściła się w jednej średniej sali (stąd byłem przekonany, że widziałem tyko część). Po prostu spodziewałem się "przytupu".

Wojtek Sienkiewicz pisze...

I jeszcze do p. Jureckiego, cytat "Czy widział ktoś wystawę monograficzną z trzydziestu lat pracy twórczej, która miałaby się składać z 1 lub 2 cykli? Przecież to banialuki, świadczące, że Lokalny artysta powinien myśleć zanim coś napisze! (z tradycyjnym wykrzyknikiem). Poza tym nie można było wynegocjować większej przestrzeni, gdyż wystawa w Łodzi zajęta 2 piętra, a prac było 115."

Jak pisałem - widziałem tylko wystawę w Opolu. Nie prowadzę statystyk i nie zacząłem o liczenia fotografii. Czuję niedosyt. Mam nadzieję, że teraz Pan rozumie. Podtrzymuję swoje słowa napisane na blogu u Wojtka Wilczyka, bo takie jest moje zdanie, niezależnie od tego, czy znam się na robieniu wystaw, czy nie (a raczej nie znam się). Jestem nienasycony, jako odbiorca, jak ktoś, kto inspiruje się Lechem.

Choć to inny kaliber, to bardziej udana dla mnie była wystawa przekrojowa Wojciecha Zawadzkiego, z dobrą publikacją, choć też słyszałem zarzuty do niej. Ale chodzi o fakt - W DCF Domek Romański było pewnie mniej fotografii, ale przez wystawę "płynęło" się, a książka była świetnym tego stanu przedłużeniem. Czy teraz Państwo rozumiecie, o co chodzi? (znowu bez uszczypliwości).

ST pisze...

Drogi Krzysiu,
dostarcz mi proszę dowodów na moje klakierstwo wobec Wojtka Wilczyka. Jako osobie wyjątkowo biegłej w posługiwaniu się internetem nie powinno Ci to sprawić trudności. Czekam!
Co do wystawy - już na miejscu w Łodzi wyraziłem pogląd, że wystawa pod względem spójności i oddziaływania na widza mieści się w strefie średniej stanów średnich. Uczyniłem to głośno i publicznie w szerokim gronie, w tzw. szczególności profesorów wyższych szkół artystycznych, zanotowawszy zdecydowanie potwierdzające reakcje. Masz oczywiście, jak każdy obywatel RP prawo do własnych opinii, ale jako osoba prezentująca publicznie wyniki swoich działań, wykonanych za publiczne pieniądze, musisz być świadom, że klakierów (spodobało mi się to słowo, nawiasem mówiąc) bywa mniej niż osób podchodzących do sprawy bez emocji i obciążeń. Zauważ też, że nigdzie nie stwierdziłem, że Andrzej J. Lech to średni fotograf. Średnia jest ta wystawa.
Mimo wszystko kreślę się z poważaniem.
/ST

ST pisze...

@Tomasz Sobieraj: jeśli nie kojarzy Pan sformułowania "howgh", to eksponuje Pan braki w znajomości literatury na poziomie szkoły podstawowej. Natomiast jeśli sformułowanie "zgięty wpół przed hojnym sponsorem kark i wyciągnięta po jałmużnę ręka polskiego, najwyraźniej zawistnego artysty" odnosi Pan do mojej osoby, to z całą pewnością nie będę nawet próbował z Panem dyskutować. Argumentacja "ad personam" to poziom piaskownicy.
Bez poważania,
/ST

Joanna Turek pisze...

Panie Sławomirze,

na blogu Wojciecha Wilczyka, w komentarzach pod krytycznym tekstem o wystawie, sprecyzował Pan swój zarzut. Napisał Pan: Zabrakło przede wszystkim narracji i dramaturgii, było za to bardzo neutralnie, czytaj "nijako".

Pana uwagę odbieram nie jak zarzut, ale kwestię do dyskusji. Zawsze znajdą się takie osoby, które będą zwolennikami neutralności w prezentowaniu twórczości artysty oraz takie, które będą oczekiwały, że kurator zaaranżuje ekscytujący spektakl, przygotuje atrakcje, zaakcentuje wątki.

Niedawno byłam na innej wystawie wybitnego polskiego fotografika – Jerzego Lewczyńskiego w Gliwicach – i miałam mieszane uczucia oglądając świetnie zaaranżowaną i wyreżyserowaną wystawę. Z perspektywy czasu stwierdzam, że wystawa była udana, ale duch fotografii Lewczyńskiego został zagubiony.

Osobiście wolę neutralne wystawy, bo jako widz lubię sama odkrywać światy kreowane przez twórców. Rozumiem jednak kuratorów, którzy je realizują i nie odważyłabym się nazwać takiej wystawy porażką.

Wojtek Sienkiewicz pisze...

Po moderacji komentarzy i szybkim przekopaniu sieci jasnym się staje, że nie tylko Wilczyk ma swoich "klakierów". Z jednej strony jest wyzwanie do dyskusji i rozmowy, z drugiej ucinanie ważnych argumentów.

"Rozumiem jednak kuratorów, którzy je realizują i nie odważyłabym się nazwać takiej wystawy porażką." To nie kwestia odwagi, ale własnego (!) zdania.

Dodam, że porażka jest tu w znaczeniu wielowarstwowym. Jeśli intencje znacznie przewyższyły możliwości, to czyż to nie porażka? Czy jeśli w 40 milionowym kraju nie da się pokazać artysty na poziomie, który jest mu odpowiedni - to nie jest porażka? W mojej ocenie jest.

Ale p. Jurecki woli atakować wymyślając nieprawdziwe rzeczy.

Pozostając z szacunkiem
Wojtek

Joanna Turek pisze...

Panie Wojtku,

czym innym jest wypowiedzenie własnego zdania - co też uczyniłam, pisząc, że wystawa była udana, chociaż osobiście wolałabym, aby nie była reżyserowana, i żeby mniej w niej było ingerencji kuratora - a czym innym okrzyknięcie wystawy porażką. Bo niby na czym ta porażka miałaby polegać? Na tym, że jeden z widzów ma inne preferencje i kurator w pełni nie zaspokoił jego oczekiwań? Przecież to absurd! Bardzo łatwo jest pomylić wypowiadanie własnego zdania z narzucaniem go innym. Jeśli ktoś daje się ponieść emocjom i o tym zapomina, to nie jest trudno o krzywdzącą, subiektywną opinię.

Co do wielowarstwowych porażek. Czy to wina kuratora, że "w 40 milionowym kraju nie da się pokazać artysty na poziomie, który jest mu odpowiedni"? I czy ten sam kurator odpowiada za to, że zainteresowanie fotografią oraz losem galerii prezentujących dobrą fotografię jest tak nikłe?

PS Nie rozumiem Pana aluzji. Nie moderuję komentarzy i każdemu pozwalam się wypowiedzieć.

Pozdrawiam,

J.T.

Wojtek Sienkiewicz pisze...

Pani Joanno,
"Co do wielowarstwowych porażek. Czy to wina kuratora, że "w 40 milionowym kraju nie da się pokazać artysty na poziomie, który jest mu odpowiedni"? I czy ten sam kurator odpowiada za to, że zainteresowanie fotografią oraz losem galerii prezentujących dobrą fotografię jest tak nikłe?"

Oczywiście, że nie! O tym właśnie staram się napisać i to chciałem powiedzieć. Nigdzie nie napisałem, że "kuratorzy dali ciała". Po prostu moim zdaniem realia ich przytłoczyły. Wystawa - ok, może być w takiej formie dla mnie, ale katalog? Po 30 latach? Album, nie katalog. Jakoś inni dają sobie radę.
Jeśli kogoś zaintryguje twórczość AJL (przy założeniu, że nie znał wcześniej, przecież takich ludzi jest trochę) to katalog nie pozwoli za na wiele dalszych uniesień. Album - prędzej. Fotografia to obraz! (no co innego Duane Michaels, Hermanowicz, Bohdziewicz). Dowód: http://www.youtube.com/watch?v=IiOL7mHDg0o

"PS Nie rozumiem Pana aluzji. Nie moderuję komentarzy i każdemu pozwalam się wypowiedzieć."

Wysłałem wcześniej (między 9.00 a 10.00) jeszcze komentarz w odpowiedzi na niedorzeczne zarzuty p. Jureckiego dotyczące moich braków wiedzy (jest takie prawdopodobieństwo) oraz bycia klakierem. Ale to już przeżyję, p. Jurecki sam sobie wystawił świadectwo, a mi emocje opadły. Jeśli nie dotarły do Pani - zwracam honor i przepraszam.

ST pisze...

Pani Joanno,

akceptuję pogląd o potencjalnej pożyteczności prezentacji przeglądowej w sposób neutralny. W istocie widziałem sporo takich wystaw i były w najlepszym porządku. Tutaj mamy jednak kwestię nijakości, której nie da się podciągnąć pod neutralność. Widziałem kilka wystaw Andrzeja J. Lecha (takich "pojedynczych", czyli tematycznych), widziałem bardzo wiele jego oryginalnych zdjęć, widziałem jego autorskie prezentacje, rozmawiałem z nim wielokrotnie w różnych miejscach Polski. Zawsze w jego fotografiach była tajemnica, którą można było się poić do woli. Wystawa łódzka (do tej się odnoszę, bo tę widziałem) została z tej tajemnicy kompletnie odarta. Zostało tam kilka niewielkich serii, o których mogę powiedzieć że oddziaływały. Mam swoje zdanie, dlaczego tak się stało, i jednym z powodów jest praca kuratora, w tym przypadku konkretnie Krzysztofa Jureckiego. Mierzył wysoko, wyszło tak sobie. Można zrobić retrospektywną wystawę dorobku fotografa w sposób taki, że przechodzi się od zdjęcia do zdjęcia z rosnącym napięciem i wcale nie potrzeba do tego gigantycznych środków. Mam na koncie realizację kilku niskobudżetowych wystaw, wiem o czym mówię. A Krzysztofowi bardzo przydałaby się odrobina dystansu do siebie i swoich działań.

Uwaga końcowa: właściwym miejscem do dyskusji na temat tekstu Wilczyka jest jego blog. Jeśli Krzysztof Jurecki ma coś w tej kwestii do powiedzenia, to powinien mieć tyle odwagi cywilnej, żeby pisać właśnie tam.

Jeszcze jedno: katalog uważam za zdecydowanie bardziej udany od wystawy, zwłaszcza od strony tekstów. Osobną kwestią jest, że takie wydawnictwo "robi" za przeglądowy album artysty miary Andrzeja. Jest to smutne samo w sobie.

Łączę wyrazy poważania,
/ST

Agata Borowska pisze...

Świetny wpis. Będę na pewno tu częściej.